środa, 16 sierpnia 2017

15.08 - Dzień 40. - Santiago

Vilalba - Baamonde - Guitiritz - Sobrado - Arzua - Santiago de Compostella
Dystans: 125km, z Wiednia: 4293km, suma podjazdów: 1634m

No cóż...
Dziś rower sam jechał. Perspektywa osiągnięcia mety dodawała skrzydeł. I mimo że warunki były podobne do wczorajszych (pogoda, teren, wiatr) to średnia prędkość była znacznie większa.
Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, dziś trzeba cieszyć się chwilą :)









14.08 - Dzień 39.

Navia - Ribadeo - Vilamar - Mondenedo - Abadin - Vilalba
Dystans: 97km, z Wiednia: 4168km, suma podjazdów: 1724m

Koniec jazdy nad oceanem, czas skręcić na południe. Ale pogoda była kiepska, więc i tak nic nie było widać. Druga część etapu to podjazd, który nie chciał się skończyć. I do tego bardzo nietypowy, jak na tą wyprawę, bo podjazd, z którego nie było zjazdu.

W Ribadeo opuściłem Asturię i znalazłem się w Galicji. Ale architektura, poza pewnymi wyjątkami, jakoś mało ciekawa.










niedziela, 13 sierpnia 2017

13.08 - Dzień 38.

Salinas - Soto del Barco - Cadavedo - Cueva - Luarca - Navia
Dystans: 101km, z Wiednia: 4071km, suma podjazdów: 1862m

Czwarty tysiąc za mną. Najcięższy z wszystkich, ale też najciekawszy. Jednak miejsca, przez które przejeżdżałem wcześniej (Alpy, Francja) już kiedyś odwiedzałem. Ten rejon Hiszpanii to dla mnie zupełne zaskoczenie, jak najbardziej pozytywne.

Taka ciekawostka: różnica między kolarzami-amatorami we Francji i w Hiszpanii. Przejeżdżając przez oba kraje zauważyłem, że Francuzi(kolarze) pojawiają się na drogach tylko w okolicach swoich "świętych podjazdów", czyli tych najbardziej znanych. Dziś natomiast nie było w pobliżu żadnej takiej górki, a mnóstwo Hiszpanów wybrało się na przejażdżkę.

I kolejna ciekawostka: zupełnie puste drogi. Cała Hiszpania leży na plaży?

I jeszce słynny znak drogowy, który pojawia się w różnych zestawieniach dziwnych znaków. Mijam go dziesiątki razy dziennie.







12.08 - Dzień 37.

Colunga - Villaviciosa - Gijon - Lunaco - Aviles - Salinas
Dystans: 94km, z Wiednia: 3970km, suma podjazdów: 1576m

Kolejny dzień jazdy między oceanem a górami. Nie wiem czy był choćby krótki odcinek płaskiego - zdecydowanie nie są to Żuławy.
A skoro plaże, dobra pogoda i długi weekend to rozpoczął się najazd turystów. Jest problem z noclegiem, dlatego myślę dzień do przodu i nie jadę w ciemno.
Hiszpańskie małe miasteczka mają swój charakterystyczny klimat z gwarem co najmniej do północy. Natomiast te większe, np. Gijon, zupełnie mi nie odpowiadają. Jest tu tylko plaża i restauracje.
Kolejny dzień przejeżdżam przez Asturię. Co chwilę mijam charakterystyczne domki na czterech podporach. Są różne wersje: stare, rozpadające się i zupełnie nowe.








sobota, 12 sierpnia 2017

11.08 - Lagos de Covadonga

Colunga - Mirador del Fitu - Arriondas - Covadonga - Lagos de Covadonga - Arriondas - Ribadesella - Colunga
Dystans: 126km, z Wiednia: 3876km, suma podjazdów: 3856m

Tak, jestem już zmęczony. Tak, kilka ostatnich dni było wyjątkowo trudnych (głównie przez pogodę). Ale nie mogłem tak po prostu przejechać obok jednego z najbardziej znanych hiszpańskich podjazdów kolarskich.

Lagos de Covadonga to dwa jeziora leżące na wysokości około 1100mnpm w parku narodowym Picos de Europa. Krajobraz przypomina widoki wokół Morskiego Oka. I turystów tam także sporo. Tyle że nie muszą tam iść 10km pieszo, ale kursują tam autobusy (samochód trzeba zostawić na dole). I na całej długości podjazdu pasą się krowy, które nie schodzą z drogi nawet jak jedzie autobus.

Żeby się dostać do drogi prowadzącej nad jeziora musiałem pokonać jeszcze jeden podjazd - Mirador del Fitu. Stąd wyszło najwyższe dzienne przewyższenie na całej wyprawie - ponad 3800m. Swoją drogą, fajne to słowo "mirador", które oznacza punkt widokowy. Mnóstwo tu takich.
A jak ktoś myśli, że rzucę swoją pracę i zajmę się kolarstwem, to powiem, że wjazd na Lagos de Covadonga zajął mi 1 godzinę i 24 minuty. Zawodowi kolarze mają czas 36 minut :)















piątek, 11 sierpnia 2017

10.08 - Dzień 35.

Comillas - San Vicente - Llanes - Rabidesella - Colunga
Dystans: 95km, z Wiednia: 3750km, suma podjazdów: 1359m

Rano zabrałem się za sprawy organizacyjne. Korzystając z tego, że w hotelu był porządny Internet (co nie jest takie oczywiste, nawet w tych droższych hotelach), kupiłem bilet powrotny na samolot i rozeznałem się w temacie wysyłki roweru do Polski. Podobno można go wysłać w paczce i wtedy o nic nie będę musiał się martwić. Poszedłem nawet na pocztę, żeby to potwierdzić.

Nie chcę zapeszyć, ale po tych kilku dniach jazdy przez Hiszpanię śmiało mogę powiedzieć, że tutejsi kierowcy są najbardziej przyjaźni rowerzystom porównując ich z tymi z innych krajów. I wychodzi na to, że na Wyspach Kanaryjskich nie mieszkają Hiszpanie, bo tam kierowcy "nie lubią" rowerzystów. Ciekawe kto tak ich wychował.

A krajobraz cały czas ten sam. Po prawej stronie ocean, raz na jakiś czas plaża, po lewej góry, i to takie konkretne - przypominają mi Tatry Wysokie.

Na koniec wydarzył się "cud noclegowy". Bardzo szybko znalazłem dobry i bardzo tani nocleg, co po ostatnich "przygodach" było bardzo miłą odmianą.